CCXC Pielgrzymka Noworudzian do Barda

W sobotę 8 czerwca 2013r., po wielu latach przerwy, ruszyła na pątniczy szlak 290. Pielgrzymka Noworudzian do Barda Śląskiego.

8 czerwca 2013r., o godz 6:00, w sobotę grupa pielgrzymów z Nowej Rudy wyruszyła w 25 kilometrową pieszą pielgrzymkę do Barda Śląskiego. Była to pilotażowa reaktywacja cyklicznego wydarzenia jakie odbywało się w Nowej Rudzie od 1651 roku. Wyzwanie podjęte wspólnie przez parafię św. Mikołaja i koło PTTK „Gwarków Noworudzkich”.

W XXVIII rozdziale kroniki miasta Nowa Ruda, spisanej przez Josepha Wittiga, znajduje się przyrzeczenie noworudzkich mieszczan o odbywaniu w trzecią niedzielę po dniu Zielonych Świątek dorocznej procesji do słynącej z łask figurki Madonny Bardziej. Miał to być hołd za ocalenie miasta od całkowitego zniszczenia przez trawiący, po raz trzeci, miasto pożar. Burzliwa historia miasta; plądrowanego przez kolejnych najeźdźców, trawionego chorobami i pożarami, a mimo to dźwigającego się ze zgliszczy stała się mocnym dowodem niebiańskiej opieki dla zamieszkujących Nową Rudę mieszczan.

Nawiązując do historycznych przesłanek, ale z aktualnymi podziękowaniami i prośbami, pod przewodnictwem dziekana ks. Jerzego Kosa oraz ks.Marcina Czchowskiego, przy intonowanym przez noworudzkiego organistę Pawła Kopcia śpiewie noworudzianie ruszyli z Placu Matejki w Nowej Rudzie.

Aura pogodowa, ale również gościnność przyjmujących pielgrzymów była dodatkowo miłym akcentem w wędrówce. Śpiew i wspólna modlitwa różańcowa scalały grupę w podjętym wyzwaniu. Pierwszy przystanek to barokowo – rokokowy kościół św. Marcina w Dzikowcu, którego gospodarz – ks.Marek Bordjakiewicz towarzyszył pielgrzymom już z Nowej Rudy. Na miejscu zapewnił łakocie i napoje. Krótka wizyta w kościele, z podaną w pigułce, przez imiennika, historią życia św.Marcina, szybki posiłek, odświeżenie i kolejny cel. Świątynia pod wezwaniem św.Jerzego w Wojborzu, gdzie ks. Zdzisław Wojtowicz ugościł strudzonych pysznym, domowej roboty, jeszcze ciepłym ciastem. Anioł Pański w świątyni, hagiografia św.Jerzego, przedstawiona przez ks.Jerzego Kosa. Polnymi drogami, czasem lasem, błotkiem, awaryjnie przygotowaną kładką, szosą, przyjemnie zmęczeni pielgrzymi dotarli do celu swojej podróży. O godz. 14:00, w kaplicy Sanktuarium Matki Bożej Strażniczki Wiary w Bardzie, uczestniczący w pielgrzymce kapłani poprowadzili mszę świętą, w czasie której złożone zostały podziękowania i prośby, z którymi przyszli przedstawiciele Nowej Rudy. Noworudzka będąca wlotową ulicą do Barda stanowi jeszcze jeden dowód pątniczych wypraw mieszkańców Nowej Rudy.

Zdjęcia i podpisy na pamiątkowej widokówce mają przypominać grupę inicjatywną, która po blisko 68 latach podjęła wyzwanie kontynuowania rozpoczętego w 1651 roku dzieła.

Warto podkreślić, że najmłodszy uczestnik miał 7 lat, a najstarsza uczestniczka ponad 80.

Mimo trudu i niespodzianek w drodze powrotnej (wtajemniczeni wiedzą), zadowoleni z wypełnionej misji pielgrzymi powrócili do Nowej Rudy.

Podziękowania dla wszystkich osób, dzięki którym udało się szczęśliwie przeprowadzić tę inicjatywę. Zachęcamy do udziału w przyszłym roku, pielgrzymka bowiem została wpisana do cyklicznego kalendarza wydarzeń.

(w roku 2014 termin pielgrzymki wypadałby zatem 28 czerwca – sobota lub 29 czerwca – niedziela – przyp. W.T.)

(E.B.)

10 komentarzy

Ogrody Wojsławic i ziębickie muzeum

3 czerwca 2013r. grupa turystyczna Noworudzkiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku i Koła PTTK wybrała się na wycieczkę do Ziębic, Wojsławic i Niemczy.

Piękno wojsławickich ogrodów i nie tylko

Planowaliśmy kilkugodzinny pobyt w wojsławickich ogrodach. Są teraz w pełnym rozkwicie. Ale poniedziałkowy ranek (3 czerwca) zupełnie nie zachęcał do długich spacerów. Siąpiło, a i temperatura okazała się zupełnie nie czerwcowa. Toteż pierwszym punktem wycieczki były Ziębice i Muzeum Sprzętu Gospodarstwa Domowego. I mimo, że muzeum w poniedziałki jest standardowo nieczynne, dzięki uprzejmości jego pracowników udało nam się je zwiedzić. Muzeum powstało w 1930 roku, a kilka lat później wzbogaciło się o bogatą kolekcję przekazaną przez wdowę po Josephie Langerze. Dzisiaj można obejrzeć wspaniałą kolekcję żelazek, szkła, broni, rzeźby, foremek do wypieku ciast oraz wnętrza kuchni, saloniku czy gabinetu. Jedyne w Polsce muzeum tego typu mieści się w zabytkowym ratuszu. Obejrzeliśmy jeszcze salę ślubów z oryginalnymi witrażami oraz jej bardzo ładne „zaplecze”. W tzw. międzyczasie przestało padać, więc czym prędzej udaliśmy się do ogrodów w Wojsławicach. Śliczne kwiaty, nieco zbite deszczem pokazały nam jeszcze swoje piękno. Feeria barw obficie kwitnących krzewów może przyprawić o zawrót głowy i tak na prawdę, trudno to opisać. Najlepiej zobaczyć samemu – nawet przy braku słońca, wietrze i wilgotnym zimnie. Doskonały placek po węgiersku podany w ogrodowej restauracji i specjalny wojsławicki napój poprawiły wszystkim humory, więc po spotkaniu z zaprzyjaźnioną już panią przewodnik i wielkim samozaparciem, wyruszyliśmy na zwiedzanie pobliskiej Niemczy. Piękne, stare zabytkowe miasto. Byłoby perełką w swoim rodzaju, gdyby je zrewitalizowano. Ciekawej historii opowiadanej przez przewodniczkę wysłuchaliśmy z dużym zainteresowaniem. Porządnie zmarznięci wsiedliśmy do cieplutkiego autobusu i udaliśmy się w drogę powrotną, obiecując sobie, że wrócimy jeszcze na tamte tereny – choćby do Henrykowa, na który dzisiaj zabrakło czasu.

(Anna Szczepan)

9 komentarzy

Niedzielny spacer

26 maja 2013r. kameralna grupa turystów z noworudzkiego koła PTTK przespacerowała się po okolicach Nowej Rudy.

Dzisiaj (26 maja) grupka turystów okazała się nieliczna, bo tylko ośmioosobowa. Pewnie dlatego, że pogoda była mało zachęcająca do wędrówki, a też i sporo osób świętowało zapewne Dzień Matki w domowych pieleszach. Ale kameralne zgrupowanie wyruszyło na zaplanowany spacer punktualnie z parkingu przy MOK. Przeszliśmy przez Nową Osadę i zostawiając Górę Św. Anny po prawej stronie weszliśmy na ulicę Kołową. Mimo przenikliwego wiatru i warstwy chmur na niebie widoczność była dobra i mogliśmy podziwiać naprawdę  piękne widoki na okoliczne górki.  Naszą uwagę przyciągały również nowo wybudowane domy, ładnie wykończone z ukwieconymi ogródkami. W jednym z takich właśnie ogródków zwróciły naszą uwagę pięknie rozkwitnięte kłodzkie róże (pełnik) – symbol ziemi kłodzkiej od kilku stuleci, mimo wymiany narodowej na tych terenach. Przechodząc przez  Zacisze minęliśmy budynek dzisiejszych „wodociągów” (dawniej siedziba urzędu gminy Zacisze), obok opuszczonej teraz Gardenii (gospodarstwo ogrodnicze istniało tam już przed wojną) doszliśmy do ulicy Srebrnej, zerknęliśmy na Woliborkę (z mocno uszkodzonym obmurowaniem koryta) i obok dawnej restauracji (dzisiaj sali gimnastycznej szkoły nr 3) i hotelu (dom mieszkalny), przez ulicę Krzywą skierowaliśmy się na pokopalnianą hałdę. Minęliśmy zabytkową kamienną grupę figuralną, (chyba osiemnastowieczną) ładnie zachowaną pewnie dlatego, że udało jej się stać na prywatnej posesji. Po trochę podmokłym i zarośniętym trawskiem gruncie doszliśmy do kolejnego krzyża ( tu zabytkowy pozostał jedynie cokół) i po chwili krótkiej „wspinaczki” pod górkę, byliśmy już na hałdzie. Przewodnik zwrócił naszą uwagę na ciekawe kamienie – minerały, skamieniałe drzewa, kawałki węgla z ciekawymi odciskami roślin. Nie zabrakło też ładnych widoków. Trasę zakończyliśmy w Muzeum Górnictwa, na jak zwykle dobrej kawie i herbacie. Wycieczkę poprowadził niezawodny Pan Czesław Dominas.

Anna Szczepan

8 komentarzy

IX Rajd PTTK Nowa Ruda – w Góry Sowie

24 maja 2013r. Grupa turystów pod kierunkiem niestrudzonego kol. Czesława Dominasa wyruszyła na szlaki północno-zachodnich stoków Gór Sowich.

Odkrywamy tajemnice Gór Sowich

Majowa pogoda nas nie rozpieszcza. Panujące dość niskie temperatury, brak promieni słonecznych i opady deszczu nie przeszkadzają jednak w działalności Koła PTTK im. „Gwarków Noworudzkich”, które wspólnie z Noworudzkim Stowarzyszeniem Pro Publico Bono oraz Szkolnym Klubem Turystyczno-Krajoznawczym przy Szkole Podstawowej nr 7 w Nowej Rudzie-Słupcu, kierowanym przez Jana Okońskiego, w minioną sobotę, 25 maja 2013 r. zorganizowało wędrówkę pn. „Odkrywamy tajemnice Gór Sowich”. Swój początek wyprawa miała w Świerkach, do których uczestnicy dojechali busem. Po marszu stokiem Wzgórz Wyrębińskich i zdobyciu wzniesienia Gontowa przyszedł czas na odpoczynek z tradycyjnym ogniskiem i pieczeniem kiełbasek. W czasie wycieczki uczniowie z zainteresowaniem słuchali opowieści Czesława Dominasa – prowadzącego wędrówkę, oraz z zaciekawieniem przyglądali się otaczającej zewsząd przyrodzie: małej żabce, hubie na drzewie, paprociom, modrzewiom i świerkom, uczestnicząc w nieustającej lekcji prowadzonej przez Pana od przyrody. Po zejściu do Sokolca turyści musieli wspiąć się na Przełęcz Sokolą, gdzie przy stoisku z pamiątkami zrobili sobie mały odpoczynek. Przy drodze podziwiali nowe domki o ciekawej architekturze i barwnych, pastelowych elewacjach. Dalsza część wędrówki wiodła asfaltową drogą prowadzącą do Sierpnicy, z której zejście zaprowadziło rajdowiczów do malowniczego płaskowyżu. Roztaczał się z niego przepiękny widok na Góry Czarne i Wałbrzyskie. Pod Górą Osówka trasa wiodła obok wejścia do poniemieckiej sztolni, w której do kwietnia zimują nietoperze. Wycieczkę zakończyło zwiedzanie z przewodnikiem Muzeum Sztolni Walimskich, może najciekawszego i najbardziej tajemniczego obiektu militarnego kompleksu „Riese” na obszarze Gór Sowich.

Tomasz Leśniowski

Fot. E.Lada, J.Okoński

7 komentarzy

Smaki Natury

Relację z wycieczki szlakami smaków natury, z dnia 20 maja 2013r. przygotowała kol. Anna Szczepan.

Znowu zwiedzaliśmy znane nieznane…

Czyli najbliższe noworudzkie, a właściwie nawet słupieckie, sąsiedztwo.  W poniedziałek (20 maja) 30 osobowa grupa słuchaczy NUTW i członków PTTK wyruszyła z samego rana do pobliskiego Gorzuchowa. Zabytków do zwiedzania Gorzuchów co prawda nie posiada ( może z wyjątkiem XIX wiecznej kolumny maryjnej z kartuszem herbowym na głowicy, zwieńczonej figurą Matki Boskiej z Dzieciątkiem oraz oszklonej kapliczki z figurą Matki Boskiej z tego samego okresu), ale jest tam bardzo prężnie działające …gospodarstwo pasieczne, założone w 1952 roku przez znakomitego pszczelarza Stanisława Odorczyka. Obecnie z dużym powodzeniem pszczołami zajmuje się zięć Pana Stanisława – Edward Szymczak z rodziną – żoną Jolantą i synem Sebastianem. I właśnie z pszczółkami i miodkiem spędziliśmy dwie nad wyraz przyjemne godziny. Najpierw, ubrani w ochronne kapelusze z wielką ciekawością zaglądaliśmy do ula, z którego Pan Edward wyciągał ramki z pracującymi tam pszczołami, osadzonymi na węzie kroplami miodu, czy zasklepionymi jeszcze w komórkach młodymi pszczołami. Widzieliśmy też dorodnego trutnia, któremu pracowite pszczółki podają jedzenie ( taki to ma dobrze – co prawda do czasu). Był też czas na opowieści o miodzie i jego własnościach leczniczych, o dobroczynnym działaniu pyłku pszczelego i propolisu. Przy okazji spróbowaliśmy pysznego miodu pitnego (trójniaka), jasnego miodu wielokwiatowego i ciemnego naktarowo – spadziowego. Gospodarze poczęstowali nas też orzeźwiającym napojem z miodu (oczywiście), cytryny i mięty i domowym, świeżutkim ciastem. Nie trzeba chyba dodawać, że miodowe zakupy udały się równie znakomicie. Nasze spotkanie „z pszczołami” uświetnił swoją obecnością Pan Zbigniew Hnatiuk, v-ce prezes Koła Pszczelarzy w Kłodzku. Tak więc w doskonałych humorach ( na bank, po degustacji trójniaka), udaliśmy się do następnego miejsca naszej wycieczki. Mijając po drodze wzgórze Grodziszcze – kiedyś widocznymi  z daleka  romantycznymi, dziewiętnastowiecznymi  sztucznymi ruinami, dojechaliśmy do pobliskiego Bożkowa – jednej z najstarszych osad na ziemi kłodzkiej. Pan Profesor Stefan Sztajerwald zrobił nam tę grzeczność i zgodził się być przewodnikiem po tej pięknie położonej miejscowości. Trzystuletni kościół śś. Piotra i Pawła zachwycił nas (zapewne prawie wszystkich po raz kolejny) swoją nietypową amboną w kształcie łodzi ze św. Piotrem jako sternikiem. Zajrzeliśmy też do kaplicy kolatorskiej Antoniego Aleksandra von Magnisa, pierwszego właściciela ziemi bożkowskiej z rodu Magnisów, a także do mauzoleum Magnisów na zewnątrz kościoła. Razem z naszym przewodnikiem spacerkiem podeszliśmy pod przepiękny, zdrowy, olbrzymi dąb pamiętający zapewne czasy świetności bożkowskiego pałacu ( a może i nieco wcześniejsze dzieje). Pałac obejrzeliśmy jedynie z zewnątrz ( bo na wejście do mocno zrujnowanego wnętrza pałacu nie zgodził się jego obecny właściciel – myślę, żę ze względów bezpieczeństwa), słuchając jego historii i zapamiętując na zdjęciach piękną bryłę budowli. Na chwilę zabłądziliśmy do pobliskich Czerwieńczyc by zerknąć do rokokowego, pięknie odnowionego kościoła św. Bartłomieja i na moment  przystanąć przy XV – wiecznym pokutnym krzyżu na przykościelnym cmentarzu. Następny nasz przystanek to Święcko z zabytkowym ( XVIII wiek) kościółkiem św. Floriana. Równie zabytkowa i z rzadko spotykanym motywem węża pełznącego u stóp Jezusa ukrzyżowanego, jest grupa figuralna stojąca przed kościołem. Niewielki kościółek był początkowo kaplica cmentarną. O tym, że kiedyś wokół kościoła był cmentarz, świadczy już jedynie zachowany na jego tyłach zabytkowy (początek XIX wieku) metalowy krzyż nagrobny. W Święcku zachował się też XIX – wieczny budynek dworu ( obecnie budynek mieszkalny). Jadąc dalej w kierunku Kłodzka, zboczyliśmy do niedalekich Piszkowic. W bardzo zabytkowym kościele św. Jana przywitał nas ks. Jan, którego nie tak dawno spotykaliśmy w naszym słupieckim kościele. XIV – wieczna świątynia ( po trzech pożarach) mocno niegdyś zaniedbana odzyskuje powoli dawny blask (aktualnie właśnie trwają prace przy elewacji). Kościół ma bardzo ładną chrzcielnicę i bardzo rzadko spotykaną kaplicę dusz czyścowych z witrażem (oryginalnym) przedstawiającym powrót syna marnotrawnego, równie rzadko spotykanym jak wspomniana kaplica. Nieopodal kościoła zaczynają  już straszyć ruiny barokowego, piszkowickiego pałacu i żal patrzeć na resztki tarasowych ogrodów. Ciekawostką jest, że aż do wieku XIX istniało tu państwo Piszkowickie (obejmujące Piszkowice, Ruszowice, częściowo Ścinawkę Dolną, Suszynę, Studzienną i Kamienicę). A pałac niszczeje sobie od lat 90 – tych ubiegłego stulecia.

W Gołogłowach  zachwycił nas malutki kościółek św. Antoniego z wizerunkami ewangelistów na ścianach i postacią św. Jana Nepomucena umieszczoną na balustradzie balkonu, a przy ołtarzu piękną figurą Matki Bożej. Tuż obok kościoła mieliśmy okazję obejrzeć jedną z najciekawszych zagród kmiecych na ziemi kłodzkiej, bowiem szczyt bramy wjazdowej zdobią trzy kamienne rzeźby. Porządnie już głodni i nieco zmęczeni dojechaliśmy do Złotego Pstrąga w Boguszynie. Tam czekał już na nas smaczny pstrąg z dodatkami. Przystawką do dania głównego był gulasz rybny (i owszem smakowity) – nowość, która ma na stałe zagościć w jadłospisie.

Anna Szczepan

NUTW i PTTK

6 komentarzy

Dwa koła na zamku, czyli rajd po angielsku

19 maja 2013r., w niedzielę połączone siły Koła PTTK z Nowej Rudy i Koła PTTK z Kłodzka, wsparte gośćmi z Wrocławia wyruszyły na szlaki Gór Bystrzyckich.

Do Domaszkowa przyjechaliśmy pociągiem. Z klimatycznej stacyjki powędrowaliśmy drogą ku widocznym już w pobliżu wzniesieniom Gór Bystrzyckich, gdzie pośród lasu i skał krył się tajemniczy Zamek Szczerba. Trzeba przyznać, że organizacyjnie grupa była znakomicie przygotowana. Stanowisko Menedżera Grupy objęła kol. Klaudia Głodek, rolę Dyrektora Wykonawczego objął kol. Czesław Dominas, Dział Marketingu objął jak zwykle kol. Edward Lada.

Na samym zamku odbyło się pierwsze robocze posiedzenie Komisji Do Spraw Rycerzy Bez Głowy i Innych Zjaw. Z braku zjaw zdecydowano posłać na zamek grupę wolontariuszy. Niestety nic nie straszyło, no chyba, że można tu zaliczyć wszechobecne chaszcze albo pojawiające się znienacka przepastne schody zamkowe. Uczestnicy zgodnie uznali, że wejście główne jest zbyt oklepane i zwiedzili zamek korzystając z wejścia bocznego. Jak się później okazało – chodzenie na łatwiznę zdecydowanie nie jest naszym celem.

Zamek Szczerba został czule pożegnany, ponieważ przed nami czekały kolejne atrakcje, w tym „wariant angielski”. Wejście po angielsku, czyli tyłkiem po zielsku. Towarzyszący wyprawie pies też nie był w stanie zrozumieć czego my tak ciągle szukamy w tej trawie. Kierownik uparcie szukał jakiejś jamy, my zaś szukaliśmy ginącego wśród bujnej zieleni niebieskiego szlaku. Ostatecznie wszyscy znaleźliśmy i jedno i drugie. Pora zatem było poszukać smoka w Solnej Jamie. Smoka niestety nie było, pojawiła się za to ćma. Soli oczywiście nie było. Stąd zresztą nazwa jaskini – Solna Jama. Logiczne, prawda? Ale kto był, ten wie, o co z tą solą chodziło.

Trasa z Solnej Jamy do wsi Różanka była zdecydowanie zbyt mało widowiskowa, więc pomni wielorajdowej tradycji postanowiliśmy wybrać nowatorski wariant szlaku, nie oznaczony nawet na mapie. Poza tym wiadomo, że prawdziwy turysta nie szuka szlaku, bo to szlak ma znaleźć turystę. Niebieskie znaczki zrozumiały aluzję i grzecznie odnalazły nas niedaleko kościoła w Różance. Polecam zresztą tę klimatyczną wieś – tam wszystko jest zdobione różami.

Z Różanki czekał nas jeszcze dość intensywny marszobieg do Międzylesia. Oczywiście po pas w zielsku. Podobno tak było łatwiej. Niewątpliwie na niesamowity wzrost naszych możliwości sportowych wpłynęła wiadomość, że pociąg odjeżdża za godzinę, a my wciąż w… zielsku.

Na stację w Międzylesiu niektórzy wręcz dobiegali, ale na szczęście wszyscy cało i zdrowo zajęli miejsca w pociągu relacji Pardubice-Kłodzko.

Zdecydowanie – było warto się zmęczyć. Nasze stęsknione oczy badały odległe szczyty Gór Złotych i Masywu Śnieżnika – to pytanie zadawali sobie chyba wszyscy: kiedy wejdziemy na Śnieżnik? Był przecież tak blisko…

5 komentarzy

Żmije i muflony w Górach Sowich

04 maja 2013 roku 14-osobowa grupa amatorów błocenia butów i stukania kijami w kamienie zebrała się pod noworudzkim MOK, aby wziąć udział w wyprawie w znane, ale nieznane zakątki Gór Sowich. Wycieczkę poprowadził kol. Czesław Dominas.

Rajd na Kalenicę rozpoczęliśmy na przełęczy Woliborskiej (711), gdzie dowiózł nas lekko zdziwiony kierowca autokaru. No bo czego właściwie szuka grupa ludzi w środku lasu na błotnistym parkingu? „Przecież tu nic nie ma..?”. Otóż właśnie o to chodziło – o szukanie, czego nie zgubiliśmy. Choć na dobry początek kierownik zgubił początek właściwego szlaku. Niemniej jednak czujne oczy uczestników znalazły czerwony szlak, który próbował ukryć się przed nami w lesie. Wycieczka od początku była skazana na sukces, o czym zdawały się przypominać chmury, które coraz śmielej rozstępowały się nad nami ukazując piękne, błękitne niebo. Po wejściu na Kobylec (767) pogoda była już zupełnie jak z bajki. Nietrudny szlak stopniowo prowadził nas do Wigancickiej Polany (788), skąd roztaczały się przepiękne widoki na okoliczne wzniesienia. Pewnie można by zobaczyć więcej, ale zalegająca w dolinach mgła skutecznie broniła dostępu dla czujnego obiektywu fotografa. Zamiast pięknych krajobrazów były zatem piękne opowieści pana przewodnika, którym został kol. Czesław Dominas. Krótki postój na Wigancickiej Polanie pozwolił zebrać siły przed zdobyciem Popielaka (860), na którego prowadziła pięknie widoczna, choć dość stroma ścieżka. Nie bez zadyszki udało się wejść na szczyt, skąd szlak sprowadził nas do Bielawskiej Polany (803). Tu widać było rękę gospodarza – zobaczyliśmy inwestycję w postaci budowy trasy narciarskiej, prowadzonej śladem dawnej Drogi Huzarskiej. Na Bielawskiej Polanie dołączył szlak żółty z Nowej Rudy. Po wysłuchaniu ciekawej historii Drogi Huzarskiej i związków z twierdzą srebrnogórską rozpoczęliśmy powolną wspinaczkę ku skałce Żmij (887). Tu zostaliśmy zaskoczeni kolejny raz. Wystarczyło zejść kilkadziesiąt metrów od głównej ścieżki szlaków, aby zobaczyć słynne skałki oraz znaleźć punkt widokowy, z którego tym razem wszystko było widać jak na dłoni – zabudowania Jugowa, Nowej Rudy i okoliczne pasma górskie. Kolejne zaskoczenie to niezwykła (nieco autorska) legenda o zaklętej żmii i złotym kluczu w wykonaniu naszego przewodnika. Poruszeni legendą już w skupieniu (walcząc z wszechobecnymi mokradłami) wspięliśmy się na szczyt Kalenicy (964). Ze szczytu wieży można było zobaczyć nawet Świdnicę! Krótki postój w rezerwacie Bukowa Kalenica i w drogę – tym razem już konsekwentnie w dół. Najpierw wizyta na Dzikich Skałach, potem na Słonecznych Skałach i wreszcie ledwo zauważalne wzniesienie Słonecznej (949). Stamtąd dość stromo w dół ku Zimnej Polanie (879). A tam kolejna niespodzianka – wystarczy oddalić się od głównego szlaku w kierunku Bielawy) około 100m aby zobaczyć Zimne Źródło. Podobno cały rok utrzymuje swoją temperaturę! Zimne Źródło daje początek Zimnego Potoku, jednego z dopływów Kamionki, płynącej przez Pieszyce.
Powrót na główny szlak i w dalszą drogę – najpierw na wzniesienie Rymarza (913), gdzie znajduje się górna stacja wyciągu orczykowego, potem stromo w dół ku przełęczy Jugowskiej (801). Na samej przełęczy przewodnik opowiedział ciekawą historię Drogi Pocztowej, transportu węgla i wyjaśnił skąd wziął się tajemniczy krzyż na przełęczy. Z przełęczy leśną drogą zeszliśmy do schroniska „Zygmuntówka”, gdzie rozegrał się konkurs wiedzy o przebytym odcinku Gór Sowich (a może tak naprawdę – Gór Jelenich?). Z „Zygmuntówki” grupa zeszła tradycyjnym „białym szlakiem” do „Bukowej Chaty”. Tak, tak… białym… – u podnóża Rymarza wciąż zalegały płaty śniegu!
Potem już w dół, ulicą Małachowskiego w Jugowie. Po drodze kilka pasących się koni i stado… hm… kóz?
Pasące się w oddali muflony z godnością przyjęły fakt nazwania ich kozami.
Do górnego przystanku w Jugowie przybyliśmy precyzyjnie o zaplanowanej godzinie, skąd odebrał nas autokar.
Punktów GOT zdobyliśmy 15, ale można powiedzieć, że Góry Sowie zdobyły u nas tych punktów znacznie więcej. Z takich miejsc wraca się zawsze z pewnym niedosytem. Z niecierpliwością czekamy na kolejną wycieczkę z legendami pod kierunkiem kol. Dominasa.

(zdjęcia: kol. Edward Lada)

4 komentarze

Skalne Grzyby w szarym sosie

27 kwietnia 2013r. grupa amatorów poznania niepoznanego czyli członkowie kół PTTK i SKKT z Nowej Rudy oraz grupa kol. Jana Okońskiego pod kierunkiem kol. Karola Maliszewskiego i kol. Izabeli Müller wyruszyła w mniej znane zakątki Gór Stołowych. Trasa wiodła od polanickich źródeł poprzez batorowskie łąki aż do wambierzyckiej Bazyliki.

Zaczęliśmy jak należy, czyli u źródeł – w polanickim Parku Zdrojowym. Łyk wody z Wielkiej Pieniawy, poklepanie kamiennego niedźwiedzia i w drogę. Pogoda od samego początku dawała znaki, że łatwo nie będzie. Właściwie to kapało z nieba cały czas, a raz nawet bardzo mocno. Turyści z Nowej Rudy nie boją się szarych chmur, bo mają słońce w sercach. Spacerkiem przez las w okolicach Polanicy i już byliśmy na polanie obok leśniczówki. Krótki postój i w dalszą drogę. Przy przejściu przez ruchliwą drogę DK8 w okolicach Borowiny lunął na nas rzęsisty deszcz, ale jakoś nikogo to nie zniechęciło. Najwyraźniej Duch Gór Liczyrzepa dał sobie wtedy spokój, bo na dalszej trasie nie wystąpiły już tak obfite opady deszczu. Atrakcji wodnych jednak nam nie zabrakło, bo już nieopodal Batorowa szlak nieoczekiwanie skręcił nad brzeg potoku Czerwona Woda i – jak gdyby nigdy nic – pokazał się już z jego drugiego brzegu. Taki mały drobiazg – zabrakło kładki. Na szczęście nie zabrakło noworudzian i ich pomysłów a la „szkoła przetrwania”. Prowizoryczna kładka pozwoliła przedostać się na drugi brzeg (prawie) suchą stopą. Przez wieś Batorów szło się jednak nieco mniej wesoło, zwłaszcza, gdy okazało się, że obiecanego sklepu jednak nie ma, a nasi szanowni milusińscy będą musieli się obejść bez „czipsów” i innych chrupek. Nie pozostało nic innego jak wspiąć się ku polanie nad Batorowem i przejść do części krajoznawczo-sportowej. Konkurs poprowadził kol. Karol Maliszewski. Zwycięzców było wielu, ale nagród jeszcze więcej. Łaskawszy Liczyrzepa dał nam odpocząć od mżawki i pozwolił na pieczenie kiełbasek. Potem już było z górki. Szlak żółty poprowadził nas między Skalne Grzyby, a szlak czerwony sprowadził do Wambierzyc.

Nasuwa się tylko jedno pytanie – kiedy znów ruszymy na szlaki?

3 komentarze

Rajd w Góry Żelazne

W sobotę, 20 kwietnia 2013r. członkowie Koła PTTK z Nowej Rudy wędrowali po Górach Żelaznych (okolice Ołdrzychowic Kłodzkich i Bystrzycy Kłodzkiej).

(fot. E.Lada)

2 komentarze

Wycieczka do Broumova

Dnia 13 kwietnia 2013r. połączone siły Uniwersytetu Trzeciego Wieku z Nowej Rudy i Świdnicy oraz Koła PTTK z Nowej Rudy wyruszyły na podbój i odkrywanie tajemnic Broumova (i okolic).

Przygoda z Broumovem rozpoczęła się około godziny 8:00 w Słupcu, skąd grupa wyruszyła autokarem (przez Nową Rudę-Centrum) do celu wycieczki. Na miejscu przywitał nas ojciec Gedeon, opiekun broumovskiego klasztoru. Rozpoczęliśmy od zwiedzania unikatowego zabytku – jedynego zachowanego w Czechach drewnianego kościoła pw. Najświętszej Marii Panny przy cmentarzu nieopodal centrum miasta. Ojciec przewodnik okazał się zaskakująco komunikatywny. Biegle władał językiem polskim. Jak się okazało świetnie zna również niemiecki (oraz – oczywiście – czeski!). Nazwał nas „kochanymi sąsiadami”, aczkolwiek podczas niezwykle wciągającej opowieści „poczęstował” nas kilkoma anegdotami na temat Polski i Polaków.

Po zwiedzeniu drewnianego kościoła przejechaliśmy (my – autokarem, ojciec przewodnik – rowerem) do Klasztoru Benedyktynów w ścisłym centrum miasta. Obejrzeliśmy wnętrza klasztorne (refektarz, bibliotekę, kościół z relikwiami św. Wojciecha) oraz muzeum, w którym można było zobaczyć m.in. kopię Całunu Turyńskiego. Wnętrza klasztorne przywitały nas bardzo chłodno. Niewątpliwie warto tam wrócić latem, wczesna wiosna jednak i tak skąpiła nam ciepła, więc zmarznięci i zamyśleni niespiesznie opuściliśmy klasztor, wylewnie żegnani przez o. Gedeona. Czas był najwyższy spróbować czeskiej kuchni, a spotkanie z czeskim obiadem zaplanowano nam w „Chacie Hvezda” na szczytach Broumovskich Sten. Wchodzenie na szczyt szlakiem jest niewątpliwie niezwykle pasjonujące, ale wobec niesprzyjających warunków pogodowych (oblodzenie skał) grupa skorzystała z możliwości jakie daje autokar. Na Hvezdę wjechaliśmy w sam raz na obiad.

Malowniczo położona „Chata Hvezda” okazała się niezwykle przytulnym miejscem, pełnym ciepła (ten kominek…) i gościnności. Tu zdecydowanie należy podziękować gospodarzowi obiektu – oprócz przywitania nas kieliszkiem „czegoś mocniejszego” (co to było?) i ciepłym słowem (nieźle radzi sobie z naszym językiem) to otoczył nas prawdziwie rodzinną opieką. Na obiad był do wyboru żurek (super) lub rosół, a na drugie gulasz z knedlami i zestawem surówek. Przyznam, że po raz pierwszy spotkałem się z sytuacją, w której właściciel dbał o to, aby goście najedli się do syta i serwował na bieżąco ekstra dokładki (według życzenia). Ja w każdym razie wyszedłem objedzony do syta.

Po obiedzie piwo, kawa, napoje – co kto lubi. I czas na zwiedzanie. Było na co popatrzeć. Z jednej strony kaplica Hvezda z malowniczymi tarasami widokowymi, z drugiej gigantyczne bloki skalne przemieszane z drzewami, a z trzeciej strony widok z tarasu restauracji na Javori Hory, Broumov i Wielką Sowę.

Po obiedzie czas był na wyjazd do Olivetina. Wybór autokaru okazał się jak najlepszy, a to z uwagi na silny deszcz i gradobicie, jakie spotkały nas w drodze na dół. Niemiej jednak w olivetinskim browarze pogoda była już w porządku.

Właściciel browaru z wielką swadą opowiadał i pokazywał swój zakład. Było chłodno, ale wizja milionów litrów złocistego piwa skutecznie rozgrzewała wyobraźnię gości. Prawdziwym „hitem” okazała się opowieść o „żywym piwie” i nowych odkryciach, jakich dokonali broumovscy piwowarzy. Degustacji nie zaplanowano, ale w przyzakładowym sklepie można było się zaopatrzyć do woli. Jak można się było spodziewać „żywe piwo” cieszyło się największym powodzeniem.

Browar Olivetin opuszczaliśmy jak najbardziej podbudowani. Tylko te tajemice… co kryje sie w tajemniczym sejfie sprzed 50 (ponad) lat? Tego podobno nie wie tam nikt. I nikomu jeszcze nie udało się go otworzyć…

Ostatni punkt na trasie to kościół w Martinkovicach. Niestety coś się „pokiełbasiło” w planach i kościółek można było obejrzeć tylko od zewnątrz. Wrażenie robiły doskonale utrzymane nagrobki (niektóre nawet sprzed II Wojny Światowej!) i tysiące kwitnących przebiśniegów.

Wycieczka po Broumovie (i okolicach) zakończyła się tam, gdzie się rozpoczęła. Na sam koniec – miła niespodzianka od kierownictwa imprezy. Każdy uczestnik otrzymał pamiątkowy mini-kufel z logo browaru Olivetin. To pewnie na to „żywe piwo”…

Uniwersytet Trzeciego Wieku i Koło PTTK pn. „Gwarków Noworudzkich” zapraszają na kolejne wycieczki. Najbliższa już 20 kwietnia – w Góry Żelazne.

(Witold Telus)

(Zdjęcia: kol. Edward Lada i kol. Witold Telus)

Jeden komentarz