„Kilof 2013”, czyli po żelaznej drodze do Nowej Rudy

31 sierpnia 2013 roku około godziny 14:00 zawitał w Nowej Rudzie wyjątkowy gość na „żelaznym szlaku” – wycieczkowy pociąg „Kilof”. Turystów – miłośników sudeckich szlaków kolejowych po Nowej Rudzie oprowadzał przodownik GOT, członek założyciel Koła PTTK im. „Gwarków Noworudzkich”, niestrudzony promotor regionu, czyli kol. Czesław Dominas.

Na stację Nowa Ruda pociąg relacji Poznań Główny-Wrocław Gł.-Kłodzko Gł.-Wałbrzych Gł-Wrocław Gł.-Poznań Główny wjechał z lekkim opóźnieniem, ale najważniejsze, że dopisała i pogoda i nastrój. Z 7 całkowicie zapełnionych wagonów „wylała się” rzeka pasażerów, witanych hucznie przez orkiestrę górniczą, Koło Gospodyń Wiejskich „Włodziczanki” z Włodowic oraz donośny głos Czesława Dominasa wzmocniony podwójną siłą głośników na mobilnym wzmacniaczu. Na peronie przywitali pasażerów m.in. pan Andrzej Behan – przewodniczący Rady Miasta Nowa Ruda oraz lokalni działacze i promotorzy kultury i sztuki (m.in. załoga Muzeum Górnictwa oraz państwo Kryniccy z Zamku Kapitanowo).
Po hucznym przywitaniu turyści zostali zaproszeni na noworudzki Rynek, gdzie nasz przewodnik opowiedział im o historii i ciekawostkach miasta. Następnie odwiedziliśmy Kościół Parafialny pw. Św. Mikołaja, gdzie nasi goście dowiedzieli się jeszcze więcej o historii miasta, regionu i architekturze.
Na zakończenie najwytrwalsi turyści zostali posmakować mistrzowskiej kawy u Pana Leszka Kopcio – mistrza baristów (Cafe „Biała Lokomotywa”), a niektórzy dali się skusić na lokalne pamiątki w punkcie Informacji Turystycznej (Rynek 2).
Kolejowych turystów na stacji żegnała ogromna grupa noworudzian. O 14:55 pociąg ruszył w dalszą drogę po unikatowej trasie kolejowej w stronę Wałbrzycha.

Organizatorem retro-kolejowej wycieczki była grupa TurKol.pl, powołana przez Instytut Rozwoju i Promocji Kolei, (www.iripk.pl).

20 komentarzy

Na jeżynowym szlaku, czyli uroki Sokolego Stoku.

W niedzielę 25 sierpnia 2013r. kilkunastoosobowa grupa wędrowców z noworudzkiego Koła PTTK wybrała się na spacer w okolice Włodowic. Wycieczkę poprowadził niestrudzony kol. Czesław Dominas.

Początek spaceru – tradycyjnie na noworudzkim rynku. Start o 10:30 i zejście przez ul. Podjazdową do mostu na Włodzicy. Potem ul. Cmentarną do skrzyżowania obok targowiska (zbieg ulic Cmentarnej, Jeziornej i Szpitalnej). Dalej w górę trasą żółtego szlaku, który w niewyjaśnionych okolicznościach przyrody zniknął z miasta. Czy znajdą się odważni poszukiwacze, którzy ponownie oznakują szlak na Boguszę i do Zdrojowiska?

Tuż za skrzyżowaniem z ul. Krańcową pierwsza z ciekawych niespodzianek – na elewacji budynku nr 7 dwa bardzo dobrze zachowane herby Berlina, a za rogiem płaskorzeźby Jezusa i Czterech Ewangelistów. Ciekawe, że tyle razy się tam przechodzi i nie zauważa takich niezwykłości… no, ale się chodzi z Panem Czesiem, to „się wie”!. Dalej w górę ul. Szpitalną, obok dawnej bramy wjazdowej do Małego Szpitala (dziś Oddział Dziecięcy), potem lekko w lewo w kierunku bramy ogrodów działkowych. I tu już powitały nas pierwsze obficie owocujące jeżyny. Dalej już trafiliśmy na dobrze oznakowany szlak zielony, który poprowadził nas przez ogrody działkowe dalej w górę, w kierunku już coraz lepiej widocznego Sokolego Stoku (615). W najwyższym punkcie zielonego szlaku, obok kaplicy kolejny postój i… kolejne jeżyny. Tu już ogromne i bardzo słodkie. Podziwianie pięknej panoramy okolic – widoki na Góry Stołowe, Bystrzyckie, Orlickie, a także na Wzgórza Włodzickie.

Pogoda piękna, zatem dało się zobaczyć wiele. Po postoju już bez znaków, w kierunku zalesionych zboczy Sokolego Stoku. Trochę słabo widoczną drogą, trochę „na dziko”. No i oczywiście przez jeżyny. Już w lesie udało się znaleźć pierwsze okazy grzybów. Żadna jednak rewelacja – gołąbek brudnożółty (niby jadalny, ale nie polecam). Z Sokolego Stoku leśną drogą w dół w kierunku Włodowic, zboczem Farnego Stoku. I znów jeżyny… Stroma ścieżka doprowadziła nas do skrzyżowania we Włodowicach, w okolicach kościoła pw. św. Piotra Kanizjusza. Przy kościele postój na moście – można było zobaczyć pstrągi!. Opowieści przewodnika zadziwiły kolejny raz. Teraz już wiadomo, dlaczego prześwietna knajpka we Włodowicach nosiła nazwę „Borowianka”. Wiadomo – się chodzi, się wie!

Z mostu stromą ścieżką w prawo, na zbocze Krępca (645), w kierunku linii kolejowej. Po przejściu pod mostem kolejowym nastąpił kluczowy moment spaceru, czyli tradycyjne już zboczenie. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość faktom – polne ścieżki zostały nieoczekiwanie zagrodzone pościnanymi drzewami. Czyżby ktoś sobie nie życzył gości? Trzeba było wybrać „objazd” przez pobliskie pole i niestety tu nasza ścieżka się zgubiła. Na szczęście jednak przewodnik twardo parł naprzód (ważne, że kierunek słuszny!). Dzięki jego determinacji udało się osiągnąć polną drogę już na skraju lasu porastającego zbocze Krępca. Potem już było nieco łatwiej – wygodną drogą dotarliśmy do lasu, a potem do szczytu Krępca, gdzie można było zobaczyć nową wieżę przekaźnikową. Czy pisałem już o jeżynach? Było ich sporo. Plus maliny.

Leśna droga doprowadziła nas na Górę św. Anny, gdzie tuż za (wciąż jeszcze) nieczynną wieżą widokową udało się odnaleźć drewnianą wiatę i miejsce na ognisko. No a dalej to już pieśni, hulanki i swawole, tudzież konkurs krajoznawczy. Późnym popołudniem grupa zeszła w kierunku Nowej Rudy, mijając po drodze Kamień Carla Ferche. Potem przez Park Strzelecki i ul. Armii Krajowej do Rynku. Tak zakończyliśmy tam, gdzie rozpoczęliśmy. Uff..

Zapraszamy na kolejne, wrześniowe wycieczki organizowane przez nasze Koło. Już niedługo „Pożegnanie Lata” w schronisku „Orzeł” i wycieczka do Adršpachu.

19 komentarzy

Wysoką Drogą do Barda, czyli Przełom Nysy z lotu ptaka.

18 sierpnia 2013 roku kameralna grupa turystów z Koła PTTK w Nowej Rudzie wybrała się na wycieczkę z Kłodzka do Barda przez leśne ścieżki Gór Bardzkich.

>Wycieczkę poprowadził kol. Czesław Dominas, a skromną fotorelację przygotował kol. Witek Telus.

Początek wycieczki zapowiadał się bardzo miło. Ciepło słoneczne nie narzucało się zbytnio, a Wysoka Droga (po małych kłopotach natury geopolitycznej) szybko odnalazła się wśród kłodzkich łąk. Aż trudno było uwierzyć, że ten niepozorny kawałek polnej drogi stanowił niegdyś ważny trakt łączący Małopolskę, Śląsk i Czechy. Tym bardziej bulwersował fakt, że istotny fragment historycznego szlaku został dosłownie zaorany. Czy za 200 lat ktoś kiedyś zaora np. obecną autostradę A4? Albo posadzi kartofle w ciągu drogi krajowej nr 8? Niemniej jednak widoki z dalszego ciągu trasy były wciąż przepiękne. Można było podziwiać Góry Stołowe, Bystrzyckie, Masyw Śnieżnika, Góry Złote i oczywiście Góry Bardzkie. W dolinie Nysy Kłodzkiej widać było przerzuconą estakadę drogową w ciągu drogi nr 8, a nieco dalej widać było charakterystyczny pomnik nowej, świeckiej tradycji, czyli logo pewnej znanej retauracji typu fast-food. Doprawdy zadziwiające z jak wielu miejsc Ziemi Kłodzkiej można go dostrzec.

Słońce, chyba nieco niedoceniane postanowiło przypomnieć nam o swojej obecności i coraz mocniej prażyło. Temperatura na otwartej przestrzeni przekraczała w cieniu 30 stopni, a my przecież nie byliśmy w żadnym cieniu, a zatem przyszło nam zmagać się z upałem prawie 40-stopniowym. Krótkie chwile wytchnienia dały dwie potężne lipy przydrożne z kapliczką. Większy „oddech” i chłodniejsze powietrze dały nam dopiero lasy głównego pasma Gór Bardzkich. Intensywne nasłonecznienie miało też swoją dobrą stronę – można było objadać się dojrzewającymi coraz mocniej jeżynami. Wysoka Droga stopniowo wchodziła w las, a my wraz z nią, ku Przełęczy Łaszczowej, gdzie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy postój. Przełęcz Łaszczowa to ważny węzeł szlaków rowerowych i pieszych a także spotkanie z drogą jezdną z Wojciechowic do Laskówki.

Po postoju mogliśmy już wejść na niebieski szlak, wiodący przez całe pasmo Gór Bardzkich. Dalej już leśną drogą z widokiem na poszczególne kulminacje górskie (w tym słynny, owiany złowrogą legendą Wysoki Kamień). Szlak wprawdzie pieszy, ale dało się spotkać na nim wielu turystów rowerowych. Po około godzinie łagodnej wędrówki dotarliśmy do podnóża Góry Bardzkiej, czyli Kalwarii. Stroma wspinaczka zaprowadziła nas na szczyt, gdzie znajduje się kaplica górska, miejsce średniowiecznych objawień maryjnych. Potem bardzo stromo w dół do skalnego obrywu nad Nysą Kłodzką, skąd można było podziwiać Bardo prawie jak z lotu ptaka. Dalej już szlakiem zielonym i niebieskim, obok źródła Marii do samego Barda – wprost na przystań końcową słynnego już bardzkiego spływu pontonowego przełomem Nysy Kłodzkiej. I po co jeździć w Pieniny, skoro tu mamy dosłownie pod nosem lepsze atrakcje? Bardo żegnało nas parno-duszą pogodą, zwiastująca załamanie pogody (co faktycznie nastąpiło późnym wieczorem).

Koło PTTK „Gwarków Noworudzkich” zaprasza was na kolejne przeżycia turystyczne już w niedzielę, 25 sierpnia. Tym razem będziemy spacerować w okolicach Włodowic.

18 komentarzy

Mokre góry i Suchy Dół, czyli pielgrzymka przez Broumovske Steny.

17 sierpnia 2013 r. ponad 40-osobowa pielgrzymów (w tym członków Koła PTTK) z Nowej Rudy, pod duchowym i turystycznym przewodnictwem ks. dziekana Jerzego Kosa z Parafii pw. Świętego Mikołaja z Nowej Rudy wyruszyła na pątniczy szlak do Zielonej Kaplicy w Suchym Dole.

Szlak pielgrzymkowy rozpoczął się w Krinicach niedaleko Broumova. U podnóża surowych ścian skalnych rozpoczęliśmy mozolną wędrówkę w górę, szlakiem rowerowym. Dzięki dość łagodnej wersji wspinaczki osiągnęliśmy szczyty Broumovskych Sten bez większej zadyszki. Po około godzinie dotarliśmy do Pańskiej Ścieżki, która już dość łagodnie sprowadziła nas do Kovarowej Rokli. Po dotarciu do wąwozu mogliśmy zobaczyć niezwykłe zabudowania dosłownie „wiszące” nad przepaścią. Swoją drogą – współczuję mieszkańcom wnoszenia zakupów…
Z kovarowej Rokli prosto w dół do Suchego Dolu. Najpierw szlakiem niebieskim, a potem… coż, niezbadane są ścieżki Pana… i Księdza Dziekana ;-). W końcu trafiliśmy na Czartowy Kamień, gdzie spotkała nas Droga Krzyżowa, wiodąca wprost do źródła przy Sądnej Bramie. Spod źródła najpierw wąską, stromą ścieżką, a potem wygodnie „różańcowymi” schodami do Zielonej Kaplicy (Lurdska Kaplicka) w Suchym Dole nieopodal Polic.
Po mszy czekała nas droga powrotna, a więc ponownie do Czartowego Kamienia. Ale tu nastąpiła mała zmiana i powędrowaliśmy przez labirynty skalne Broumovskich Sten w kierunku Jaskini Mariańskiej. A potem dalej i dalej, wyżej i wyżej – „łatwym” zielonym szlakiem do Hvezdy. Ekspresowy odpoczynek, a potem zejście długimi schodami do celu – gospody „Amerika” w Krinicach.
Pielgrzymka to zawsze przeżycie duchowe, ale ta sobotnia była niewątpliwie przeżyciem duchowo-cielesnym. Pielgrzmi czujący do dziś „w kościach” skalne wspinaczki na pewno zachowają tę pielgrzymkę na długo w sercach i… mięśniach.

17 komentarzy

W poszukiwaniu przyjaznych duchów, czyli z wizytą na Zamku Kapitanowo

16 sierpnia 2013r. na zaproszenie właściciela Zamku Kapitanowo w Ścinawce Średniej, pana Henryka Krynickiego gościliśmy w jego posiadłości.

Powód był dość niezwykły – tego dnia na zamku miała się pojawić ekipa TVP Wrocław „zwabiona” niezwykłością samego miejsca a także barwnym listem od pani Klaudii Głodek z PTTK Nowa Ruda (praktykantki z biura Informacji Turystycznej w Nowej Rudzie). Zamek Kapitanowo można bardzo łatwo odnaleźć – przy drodze wojewódzkiej 386 wiodącej przez Ścinawkę jest widoczny wyraźny drogowskaz. Wąska, ale doskonale utrzymana droga gminna zaprowadza nas wprost pod samą bramę zamku. Wyraźny i barwny banner z daleka wskazuje turystom na bramę zamkową.

Sama budowla jest widoczna z daleka, więc naprawdę nie ma szans się zgubić. Dlaczego akurat Kapitanowo? Właściwie wszystko może wam dokładnie opowiedzieć właściciel, stały mieszkaniec i przewodnik – pan Henryk Krynicki. Z jego przebogatych opowieści i barwnej historii można krótko streścić, że na tym tajemniczym zamku znajdziecie absolutnie wszystko to, co znajduje się w znanych z ogólnodostępnych publikacji i często wymienianych zamkach Dolnego Śląska. Z tym, że tam w każdym zamku jest kilka elementów architektonicznych, a tu wszystko to jest w jednym miejscu. Plus ponad 30 całkowicie unikatowych elementów nie występujących nigdzie indziej. Dość wspomnieć kilka kuchni, np. gotycką, renesansową czy barokową. Dla niewprawnego oka Zamek Kapitanowo może sprawić wrażenie „walącej się ruiny” – szczególnie podkreśla to wrażenie zniszczony dach nad główną częścią Zamku. Ale nie dajcie się zwieść pozorom. Zamek „żyje” i ma się nieźle. Wiele pomieszczeń jest zamieszkanych i żyją tam na co dzień właściciele. Są też miejsca noclegowe. Właściciele własnymi siłami ratują Zamek przed zniszczeniem i stopniowo przywracają zabytek do pełnej świetności. To oczywiście wymaga czasu, pieniędzy i ogromnego nakładu pracy. Ale warto pomóc właścicielom.

To prawdziwa perła architektury i 700 lat historii w pigułce. To, czego nie zobaczycie sami z pewnością przybliży wam właściciel. Nie wiem, czy w okolicy znalzałby się drugi taki obiekt, gdzie wejść można w każdy dostępny zakamarek i dotknąć prawie wszystkiego. Jeśli nie bawią was sztampowe slogany zamkowych „oprowadzaczy” ze znanych, wielkich „atrakcji” Dolnego Śląska a macie ochotę zetknąć się z prawdziwą, żywą historią podaną w najciekawszy ze znanych sposobów w niezwykłym miejscu pełnym magii i tajemnic to zajrzyjcie do pana Henryka i poproście go o oprowadzenie po Zamku Kapitanowo.

Więcej o zamku na Stronie internetowej Zamku Kapitanowo

Do obejrzenia: Fakty Regionalne TVP Wrocław z 18 sierpnia 2013r. (od 00:05:50)

16 komentarzy

Gorąca Bogusza

27 lipca 2013r. noworudzcy „gwarkowie” wyruszyli na spacer na Górę Bogusza.

Na lipcowy spacer 27.07.2013r. Noworudzccy Gwarkowie wyruszyli z rynku w kierunku góry Bogusza. Po minięciu kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny- wzniesionego w latach 1500-1502 oraz Kaplicy Loretańskiej(1765-1768), zaraz przy cmentarnej kolumnie maryjnej z 1736r., rozpoczęliśmy wspinaczkę na Boguszę liczącą 539-542 m n.p.m. Leśną, dość mocno zarośniętą ścieżką podążyliśmy zdobywać jej szczyt. W dole minęliśmy kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego- początkowo był to pierwszy kościół parafialny w Nowej Rudzie (wzmiankowany po raz pierwszy w 1337r.), a także Willę „ Konrad” z XIX w. W Drogosławiu z ul. Jedności mogliśmy podziwiać wybitny szczyt Gór Sowich- Kalenicę( 964 m n.p.m.). Idąc dalej za kościołem Św. Barbary ul. Jana Pawła II skierowaliśmy się na ul. Jawornik, by na jej końcu poszukać echa. Sprawdziliśmy, echo nam odpowiedziało. Krótki odpoczynek w cieniu, zakończono konkursem wiedzy. Dalej Sokolim Stokiem 611 m n.p.m. i ogródkami nad Osiedlem Piastowskim powróciliśmy do rynku. Szefem Gwarków była Klaudia Głodek, a najmłodsza uczestniczka (bardzo dzielna) liczyła 4 lata.

Zapraszamy na kolejne wyprawy.

E.Lada

15 komentarzy

Przez Sawannę Pasterską na Korunę

W pogodny sobotni poranek 13 lipca 2013 r. grupa turystów z noworudzkiego koła PTTK wybrała się na wycieczkę szlakami polskich i czeskich Gór Stołowych. Relacja Małgorzaty Keplinger

Nasza przygoda rozpoczęła się po dotarciu busem do Karłowa. Stamtąd ruszyliśmy przez Sawannę Pasterską w kierunku Pasterki. Przez pierwszy etap wycieczki, który prowadził zielonym szlakiem, towarzyszył nam widok na Szczeliniec Mały oraz najwyższy szczyt Góry Stołowych – Szczeliniec Wielki. Podczas drogi przez Sawannę Pasterską zatrzymaliśmy się aby wysłuchać ciekawostek związanych z Górami Stołowymi, które przekazał nam nasz przewodnik pan Czesław Dominas.

Dotarliśmy do Pasterki. Minęliśmy XVIII-wieczny kościół pw. św. Jana Chrzcicielai zatrzymaliśmy się na nasz pierwszy postój w Schronisku PTTK „Pasterka”. Posililiśmy sięi wypiliśmy ciepłą herbatkę i kawę. Radośni i silniejsi wyruszyliśmy w dalszą trasę, prowadzącą szlakiem do granicy polsko-czeskiej przy Machowskim Krzyżu.

Czeskie strony powitały nas ukazując kolosalne skały przypominające grzyby. Wkroczyliśmy na żółty szlak prowadzący nas przez „kamienne zoo”. Minęliśmy wiewiórkę i jaszczura, żółwia, kotkę, warana oraz wiele innych głazów przypominających swym kształtem zwierzęta. Była to najbardziej zachwycająca część naszej podróży. Po dotarciu na szczyt Bożanowski Szpiczak (czes. Božanovský Špičák) zatrzymaliśmy się na chwilę, aby nacieszyć swoje oczy rozciągającą się wokół panoramą. Ale to nie był jeszcze bynajmniej koniec naszej wspinaczki. Naszym celem była Koruna, do której prowadziła pełna zakrętów i ciasnych przejść ścieżka. Widok, który ujrzeliśmy wart był trudu przebytej drogi; Koruna powitała nas błękitem nieba i widokiem rozciągającej się przed naszymi oczami panoramy na Javoří Hory, Góry Sowie, Góry Kamienne oraz Obniżenie Broumova. Udało nam się nawet ujrzeć szybującego nad polami sokoła wędrownego. W wesołej atmosferze i z uśmiechami na twarzach rozpoczęliśmy ostatni etap naszej przygody, prowadzący nas ścieżką w dół, w stronę Bożanowa. Mijaliśmy coraz rzadziej pojawiające się niezwykłe formacje skalne, aż dotarliśmy do asfaltowej drogi. Tam, siadając w cieniu na ławkach, odbył się nieustający konkurs wiedzy, podczas którego uczestnicy niejednokrotnie zaglądali z dumą na widoczny w oddali szczyt Koruny, który udało im się zdobyć. Następnie już prostą drogą udaliśmy się w stronę Radkowa, mijając po drodze granicę oraz zalew. Około godziny 17 byliśmy już w domu.

Jestem pewna, że wszyscy, podobnie jak ja, będą dobrze wspominać ten sobotni dzień oraz nasza już 11 wycieczka koła PTTK zapadnie im w pamięć na długo 🙂

[Małgorzata Keplinger]

14 komentarzy

Przez drzwi do lasu, czyli krowim szlakiem do Nowej Rudy.

Dnia 30 czerwca 2013r. rosnąca w siłę grupa turystów z Kłodzka i Nowej Rudy pod kierunkiem kol. Czesława Dominasa i kol. Klaudii Głodek wybrała się szynobusem do Świerk Dolnych.

Krótka odprawa na stacji i ruszyliśmy w drogę. Najpierw supertajnym skrótem do szlaku zielonego, a potem już mozolnie pod górę. I to nie byle jaką, bo Włodzicką Górę, zaliczaną do Korony Ziemi Kłodzkiej. Droga początkowo była niezbyt łatwa, bo po pas w mokrej trawie. Potem niby lepiej, bo już lasem, ale za to strasznie stromo i dla odmiany w rudym błocie. Niełatwo było dotrzeć do ruin górnej stacji dawnego wyciągu towarowego. Potem już nieco łagodniej, aż do ruin wieży widokowej na szczycie Włodzickiej Góry. Na szczycie miał miejsce szczyt, czyli super-tajne posiedzenie Komisji Turystyki Górskiej Oddziału PTTK „Ziemi Kłodzkiej” w Kłodzku. Prawdziwe spotkanie na szczycie. Ze szczytu powoli schodziliśmy lasem, mijając po drodze niezwykłe zjawisko mikologiczne – stanowisko boczniaka ostrygowatego. Tym dziwniejsze, że ten grzyb rośnie zazwyczaj późną jesienią, zimą i bardzo wczesną wiosną. Do wyworzenia owocników wymaga łagodnego przymrozku, a przecież mieliśmy 30 czerwca! Naczelny mikolog grupy, kol. Witek Telus odważył się dokonać zbioru. Boczniaki okazały się bardzo smaczne. Polecam! Lepsze niż te sklepowe. Ze szczytu Góry Włodzickiej zeszliśmy na łąki porastające obficie Wzgórza Włodzickie. Szlak zielony próbował dzielnie nie zgubić się w trawie i prawie mu się to udało. Sytuację ratowały samotne drzewa, na których czasem wytrwały znakarz umieszczał oznaczenia. Prawdziwym hitem szlaku okazały się elektryczne drzwi do lasu, które otwierał nam z widoczną wprawą nasz przewodnik – kol. Czesław Dominas. Naszym zmaganiom przyglądały się z oddali rudo-białe krowy, główne mieszkanki pastwisk. Czujne oko przewodnika i refleks fotografa (kol. Edward Lada) pozwoliły uwiecznić nieczęsty już widok na naszym terenie – kierdel owiec. Po zejściu z Krępca nasz przewodnik postanowił poprowadzić nas na nieoznakowane drogi w okolicach Krajanowa, którymi dotarliśmy na szczyt Rybaka. Na trawiastym szczycie, w obfitych promieniach czerwcowego słońca rozegrał się konkurs krajoznawczo-zręcznościowy z cyklu „kto szybciej złapie kupona”. A po konkursie, czarowani kolejnymi opowieściami pana Czesława zaczęliśmy zejście w kierunku Rzędziny (d. Flucht). Drogę asfaltową osiągnęliśmy nieopodal kapliczki, a potem dotarliśmy do Włodowic. Ostatnie metry szlaku poprowadziły wzdłuż Włodzicy do Nowej Rudy, gdzie wycieczka się zakończyła. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zielony szlak, którym podążaliśmy można śmiało zaliczyć do najpiękniejszych widokowo szlaków w Sudetach. Są na nim punkty, z których wzrok ogarnia całe połacie Sudetów, choć wcale się nie jest wysoko. Czyste powietrze i swojska, krowio-wiejska atmosfera to rzadki już widok. Warto się tam wybrać osobiście. Koło PTTK w Nowej Rudzie z dumą odnotowało skromny jubileusz – 10 wycieczkę.

Następna nasza propozycja to 13 lipca i rajd w Góry Stołowe, trochę po polskiej, a trochę po czeskiej stronie. Zapraszamy!

13 komentarzy

Na koniu srokatym po paproci kwiat

Magiczna noc świętojańska splata w sobie cząstki prastarego obyczaju Nocy Sobótkowej i chrześcijańskiej wigilii św. Jana. Na tę jedną noc dozwolone jest (prawie) wszystko, a zaszyte w ciągu całego roku w leśnych ostępach prasłowiańskie moce na chwilę wracają pomiędzy rozbawionych biesiadników.
Nowa Ruda ma swoje magiczne miejsce, Górę świętej Anny, gdzie od lat obchodzono to prastare święto, rozpalając skromne ognisko i racząc się niedrogim trunkiem. Niejedna para tam właśnie się odnalazła i po dziś dzień jest razem…

Noworudzkie Koło PTTK imieniem „Gwarków Noworudzkich”, słynące już ze wspierania lokalnych inicjatyw turystyczno-kulturalnych postanowiło zająć się „problemem” nieco bardziej serio i zaprosiło do współpracy profesjonalne siły kulturotwórcze. Wespół w zespół przybył Zespół – Pieśni i Tańca „Nowa Ruda”, który przygotował choreografię i układy taneczne, a także opracował okolicznościowe pieśni sobótkowe. Wsparcia kwiatowo-wokalno-odzieżowego udzieliły członkinie Kół Gospodyń Wiejskich „Woliborzanki” z Woliborza i „Włodziczanki” z Włodowic. Właściciele ośrodka turystyki jeździeckiej „Overo” z Góry świętej Anny, państwo Kobakowie przyjęli na siebie rolę gospodarzy terenu i zapewnili nam piękne ognisko, klimatyczny lokal w postaci super-wiaty z nagłośnieniem, oświetleniem i przebogatym zapleczem gastronomicznym. A prz okazji dodatkowe atrakcje z pogranicza muzyki country i tańca kowbojskiego.
Przyroda zebrała się w sobie i zapewniła przesympatyczną, ciepłą noc z pełnią i perygeum Księżyca (co samo w sobie jest ogromnie rzadkim zjawiskiem, a już zbieg takich zjawisk w Noc Świętojańską to doprawdy szansa jedna na całe życie).
Mając tak wspaniałych sprzymierzeńców oraz kierownictwo w osobach kol. Eli Biskiewicz (prezes Koła) i kol. Czesława Dominasa (rola nieodgadniona, ale niewątpliwie ogromnej wagi – może dyrektor wykonawczy?) nasza nowatorska impreza była po prostu skazana na sukces.
Spotkaliśmy się wszyscy na noworudzkim rynku o godzinie 18:00, gdzie do zespołów folklorystycznych dołączyli licznie mieszkańcy miasta i gminy Nowa Ruda a także goście z KCT Broumov, w ramach polsko-czeskiej współpracy turystycznej z naszym noworudzkim Kołem PTTK. Jak się później okazało wśród gości pojawił się arcymiły Serb Marko i jeszcze sympatyczniejsza Słowaczka Ana. Zrobiło się zatem zupełnie światowe towarzystwo.
Prawie punktualnie o 18:00 taneczny korowód ruszył ulicą Podjazdową a potem Piastów w kierunku placu Grunwaldzkiego, gdzie doszło do zmasowanego oblężenia mostu nad Włodzicą. Trudno się dziwić – mnóstwo ludzi chciało choć na chwilę zobaczyć i posłuchać taneczno-wokalnych popisów dziewcząt i chłopców z Zespołu Pieśni i Tańca „Nowa Ruda”. Po występie głos i miejsce na moście zabrały panie z Kół Gospodyń Wiejskich, aby przy profesjonalnym akompaniamencie ludowych zaśpiewów rzucić przepiękne wianki na fale Włodzicy. A było na co popatrzeć! Kolorowe kwiaty i soczyście zielone igły majestatycznie opuściły miejsce zabawy, aby popłynąć ku nieznanemu przeznaczeniu…
Śpiewając ruszyliśmy w drogę, ulicą Cmentarną, potem Jeziorną, przez Osiedle Piastowskie, Teatralną, Sportową do mostu na ulicy Martwej. Jakież było nasze zdziwienie, gdy stojąc na moście zobaczyliśmy znowu nasze wianki! Prawdziwa magia (choć złośliwi twierdzili, że to robota pani prezes, która na ten jeden wieczór zyskuje władzę nad czasem i przestrzenią). Poruszeni zjawiskiem rozpoczęliśmy mozolną wspinaczkę przez ul. Martwą, potem Kościelną w kierunku „zielonego mostu”, który zawdzięcza swoją nazwę charakterystycznej niebieskiej barwie, która przy bliskim poznaniu okazuje się być barwą szarą. Taka magia. Na trasie nasz Tajemniczy Przewodnik (kol. Czesław Dominas) pokazał nam kilka punktów widokowych na Nową Rudę i okolice, w tym widoki na Góry Sowie, Stołowe, Bystrzyckie, Orlickie a nawet Masyw Śnieżnika. Był nawet punkt, z którego zobaczyliśmy Karkonosze!
Wspinaliśmy się wiedzeni szlakiem dla turystów konnych, co (jak się później okazało) miało swój ciekawy kontekst. I wcale nie chodziło tu o robienie nas w konia.
Niektórzy na nogach, inni „na kole”, a jeszcze inny jakimś tajemniczym środkiem transportu (miotły?) dotarli szczęśliwie na szczyt Góry świętej Anny, gdzie czekała na nas główna część sportowo-gastronomiczno-kulturalna. Dość wspomnieć oryginalne „dyscypliny” takie, jak: rzut beretem, bieg z jajkiem, skoki w workach, wygibasy pod liną. Wszystko pod czujnym okiem kol. Basi Stoińskiej i jej tajemniczej koleżanki.
Nieopodal kol. Czesław Dominas prowadził konkursy logiczno-matrymonialne z cyklu „kto z kim”. W środku wiaty Pani Prezes próbowała ogarnąć towarzystwo i wprowadzić nieco porządku w rozbawiony tłum, ale jak wiadomo Sobótka ma swoje prawa i trzeba się z nimi pogodzić. I tak się stało.
Do późnej nocy bawiliśmy się przy muzyce country, zaśpiewach i tańcach folk oraz hicie wieczoru w osobistym wykonaniu Naczelnego Szeryfa Góry Anny, pana Stefana Kobaka (z akordeonem w ręku). Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że koń srokaty zapadł głęboko w nasze uszy i serca. I pogalopuje z nami nocą do Nowej Rudy.
Niestety każda zabawa ma kiedyś swój koniec, a zatem po północy trzeba było dać ognia i odpalić pochodnie. I tak właśnie pochód pochodni w wieczór pogodny nieśpiesznie podążył ku centrum miasta, hucznie wiwatując na cześć pana Czesława (gromko gratulując Mu wyrazów uznania, nadesłanych przez Radę Miasta) oraz Pani Prezes (wybaczcie mieszkańcy Starej Osady).
Do fontanny na Rynku przybyliśmy precyzyjnie o godzinie 00:30, aby tryskająca spod figury świętego Jana woda zagasiła pochodnie. I tak oto święty Jan zakończył to, co święta Anna zaczęła. Amen.

W ten oto sposób narodziła się nam nowa impreza w Nowej Rudzie – Noc Świętojańska. Pierwsza, ale na pewno nie ostatnia taka.
Koło PTTK w Nowej Rudzie już dziś zaprasza Was za rok na kolejną Noc Świętojańską!

12 komentarzy

XIX Putovani Broumovskem, czyli pieszo do Ameryki

15 czerwca 2013r. postanowiliśmy zrobić coś niezwykłego. Wynajętym autokarem przekroczyliśmy granicę polsko-czeską, a potem wyruszyliśmy pieszo do Ameryki!

Nasza 29-osobowa grupa pod kierunkiem kol. Witka Telusa, wspieranego merytorycznie przez kol. Jana Okońskiego oraz organizacyjnie przez kol. Irenę Caryk zameldowała się o godzinie 8:55 na broumovskim stadionie, przy ul. Jiřaskovej, gdzie czule i wylewnie przywitała nas elita turystyczna czeskiego klubu KČT, pod przywództwem Evy Kolinkovej. Aby dodać nam sił (w końcu droga do Ameryki daleka) każdy dostał pożywny wafelek i promienny uśmiech na drogę od samej pani prezes KČT. Najpierw przez miejskie uliczki, potem zielonym szlakiem wyruszyliśmy w kierunku wioski Křinice. Tam bardzo miły mieszkaniec (dziękujemy!) skierował nas nieco alternatywną ścieżką w stosunku do oryginalnego szlaku, dzięki czemu uniknęliśmy przedzierania się przez „trawę po pas”. Po pokonaniu „panelovej cesty” wkroczyliśmy na przepiękne, zielone i hmm.. nieco specyficznie pachnące łąki. Mimo tego szybko dotarliśmy do tajemniczego Jalovčinca, który okazał się opuszczonym przysiółkiem Křinic, złożonym z dwóch domostw. Z osady Jalovčiniec szlakiem zielonym dotarliśmy do skraju lasu u podnóża Broumovskich Sten. Po kilku minutach zielony szlak skrzyżował się ze szlakiem rowerowym (żółto-niebieskim), wiodącym u podnóża gór. Ponieważ wybrany wariant wycieczki był najłagodniejszy z możliwych, więc nie było wspinaczki na znajdującą się nieopodal formację skalną Zaječi Rokle. Zamiast tego pomaszerowaliśmy wygodną cyklostradą w kierunku Ameryki. Po drodze w lesie można znaleźć było różne cuda. Na przykład ciemnoczerwone borowiki, zwane przez Czechów modřakami (czyli – niebieskimi grzybami). Tak naprawdę to były to całkiem dobre owocniki Boletus Luridiformis. Polecam (tylko proszę starannie obgotować lub obsmażyć, bo surowe lub niedosmażone są trujące!).
Do obiecanej Ameryki dotarliśmy niemal w samo południe. Okazała się to być całkiem miła restauracja – pensjonat, gdzie można było odpocząć, posmakować piwa z Olivetina i pobrykać na łące (to zdecydowanie atrakcja dla naszych milusińskich).
Ameryka – jak Ameryka – w końcu trzeba kiedyś wrócić do kraju…
Czerwony szlak sprowadził nas ponownie na křinickie łąki, którymi nieśpiesznie dotarliśmy do Křinic (czy ja tu już kiedyś byłem?). Dalej przez Jiřaskovou Ceste (ach, te swojskie zapachy!) w kierunku Broumova. I tu taka mała premia w postaci dziki rosnących, wczesnych czereśni. Mniam.
Do mety na stadionie w Broumovie dotarliśmy już nieco zmęczeni około 14:00. Trudno się dziwić. Amerykański upał plus czeskie czereśnie i polskie serca to wymagająca mieszanka. Na pocieszenie każdy uczestnik otrzymał pamiątkowy dyplom i okolicznościowy znaczek.
Jeszcze na koniec wycieczki, w Otovicach daliśmy wytchnąć portfelom wypchanym koronami i wreszcie wróciliśmy do domów.

Nie wiem jak wam, ale ja będę niecierpliwie czekał na kolejne „Putovani” i tym razem wybiorę nieco bardziej wymagającą trasę. Następnym razem wybierzemy się do Chaty Hvezda.
Ale to za rok.
Na razie zapraszamy wszystkich na Noc Świętojańską! Pamiętajcie – 22 czerwca o 18:00 na noworudzkim rynku!

(Witek Telus)

11 komentarzy